Temat miesiąca

15.03.1944, Monte Cassino. Fot. Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie.

W 1944 roku we Włoszech wojska alianckie toczyły ciężkie walki niemal o każdy kawałek ziemi. Masyw Cassino, na którym stał klasztor, był kluczowym stanowiskiem w linii Gustawa; żołnierze Wehrmachtu, silnie umocnieni w tym rejonie, zagradzali drogę do Rzymu. Przeprowadzone od początku 1944 roku trzy ataki aliantów nie powiodły się. W czwartej, decydującej bitwie o Monte Cassino, wzięli udział żołnierze II Korpusu Polskiego pod wodzą gen. Władysława Andersa. 18 maja 1944 r., po siedmiu dniach ataku, w którym zginęło wielu polskich żołnierzy, na wzgórzu zawisła biało-czerwona flaga.

Zachęcamy do obejrzenia galerii fotografii przedstawiających obraz niezwykle zaciętych walk, poświęcenia polskich i alianckich żołnierzy oraz surowy krajobraz bitwy ze spalonymi drzewami, ruinami, porozrzucaną amunicją, bronią, stosami min.

 

W 2016 roku, w wydawanej przez Ośrodek KARTA książkowej serii Świadectwa XX wiek, ukazały się wojenne zapiski Edwarda Herzbauma Między światami. Dziennik Andersowca 1939-1945. Herzbaum, żołnierz armii Andersa, uczestnik walk o klasztor na Monte Cassino, tak zapisuje w swoim dzienniku latem 1944 roku:

 

Portella, 1 czerwca 1944

Uczę się wojny powoli, na przykładach. Dużo nauczyłem się na drodze, która wiedzie z miasta Cassino do klasztoru. Była to kiedyś asfaltowa autostrada, Teraz znalazłem tylko jakieś 1,5 metra asfaltu – reszta tak strzaskana i zmielona, że wygląda jak żwir przemieszany z żelazem odłamków. Niewypały granatów i na wpół rozerwane strzępy pocisków moździerza leżą od siebie w odległości nie większej niż metr, gdzieniegdzie na sobie. Zmiażdżone kamienie, kikuty drzew, rozharatane skrzynki amunicyjne, postrzelone hełmy, zakrwawione bandaże – to obraz bardziej teatralny i skoncentrowany niż w jakimkolwiek filmie. Leje od bomb, w których można by zmieścić dwupiętrowy budynek, spalone czołgi i działa z lufą poskręcaną jak makaron. (…)

 

Castello, 13 września 1944

Możemy być pijani chwilą, słońcem, miłością czy inną nagłą radością, ale to zawsze tylko jedna chwila; bo jeśli będziemy się zastanawiać, natychmiast wypłyną wspomnienia i myśli, jak to mogło być, a nie było – cienie tych, którzy zostali w wędrówce, których znaliśmy i nawet nie wiemy, gdzie i jak zginęli. Czy te cienie już tak zawsze będą szły za nami? Czy nigdy nie będziemy sami? (…)